Po drodze był grudzień, święta, w międzyczasie wyjazdy rodzinne, potem żona musiała przeprowadzić egzaminy, więc wycieczka do Sopotu: ona do roboty a my szwendać się po mieście, plaży i molo. Niby zimno, ale z drugiej strony komu to przeszkadza?
Trzeba się ciepło ubrać, do plecaka termos z herbatą i można chodzić.
W przerwie na obiad dzieci zdążyły zszokować obsługę restauracji gdzie jedliśmy jeden z posiłków zamawiając między innymi: kaszankę, kiełbasę z grilla z cebulką, krem czosnkowy i jeszcze kilka innych specjałów 🙂 No ok, chcą to niech jedzą, co im będę bronił? Ogólnie to mamy opanowane rarytasy typu chleb ze smalcem ze skwarkami i więcej nie trzeba do szczęścia 🙂
Potem jakoś tak pogoda nas rozpieszczała i w domu, więc można było chodzić na długie spacery, no i tak mijał sobie czas poprzetykany wizytami wszystkich świętych z urzędów…
25 stycznia mieliśmy termin rozprawy w sprawie procedury niebieskiej karty i dzień ten nadchodził coraz szybciej.