Ryzykowne zabawy

Wpis z cyklu „dzieci tak nie robią” oraz „przecież to cudowne i grzeczne dziecko”. Nikt nam nie wierzył gdy mówiliśmy co się dzieje, nawet rodzina aż do momentu gdy sami nie zobaczyli.

Duszenie paskiem od szlafroka

Raz to jeszcze mogę zrozumieć, że dziecko nie zdaje sobie sprawy z tego co robi, ale gdy po wytłumaczeniu co i jak dziecko nadal dusi mi drugie paskiem od szlafroka to coś już jest nie tak. Poważnie nie tak. Nie była to zabawa w konika czy coś takiego, sznurek owinięty dwukrotnie wokół szyi i zaciągnięty – za pierwszym razem zaalarmowały mnie dzieciaki ale za drugim po prostu przechodziłem obok pokoju w którym się odbywała ta „zabawa” i zobaczyłem, fart jak nic. Wszelkie paski i sznurki natychmiast zostały usunięte z zasięgu rączek.

Dlaczego to zrobiła? Nie wie, to nie ona… a za chwilę pustka w oczach i cisza, ani słowa.

Poduszką też można!

Kładzenie młodszemu poduszki na twarzy i siadanie na niej jest super! To tak fajna zabawa, że należy być radosnym i śmiać się w głos! I bardzo dobrze, że tak było, bo tylko to zwróciło naszą uwagę, że coś się dzieje. A żeby to raz…

Poprądziło mnie!

Siedzę sobie w pracy, dzieci są raz tu, raz tam, raz jeszcze gdzie indziej, nagle wszystko zgasło, zdarza się, ale u sąsiada słychać, że prąd jest… no to idę popatrzeć do skrzynki z bezpiecznikami – przeciwporażeniówka leży, co jest?!

Schodzi z góry mała gwiazdeczka z uśmiechem na twarzy – poprądziło mnie – mówi dumna z siebie. No kurde! 5-latce chyba nie muszę tłumaczyć, że nie wsadzamy nic do gniazdka, nie? A tu się okazało, że wsadziła wtyczkę jack od słuchawek nausznych, swoich własnych zresztą, takich ślicznych, z jednorożcem…

Doświadczenie z kopaniem prądem mam spore, można powiedzieć, że empirycznie doświadczyłem tego zjawiska kilkukrotnie z czego raz dość porządnie – trzeba jechać z młodą na SOR, pojechała żona. Młoda kleiła się do niej na izbie przyjęć, była szczęśliwa i zadowolona. Lekarz zapytał dlaczego to zrobiła: bo „chciała być z mamą sama i długo”!

Chodź pobawimy się w zabijanie rodziców

Taki właśnie tekst usłyszeliśmy przechodząc obok pokoju gdzie bawiły się najmłodsze dzieci…

Chcielibyście, żeby wasze dzieci bawiły się w taką zabawę? Nie? No ja też nie chciałem. Nie potrafię wpaść na to w jaki sposób wymyśliła taką zabawę, po prostu tego nie pojmuję, nie potrafiła mi też wyjaśnić na czym miałaby ona polegać i dlaczego tak się nazywa. Nie potrafiła albo nie chciała. Nie wiem.

Zabaw i sytuacji tego typu było więcej, część z nich opiszę kawałek dalej, bo są częścią innej historii i zdarzenia i nie godzi się tak tego rozdzielać.

Bo ja chciałam zabawkę!

Więc zabrałam sobie ze sklepu i wyszłam. Albo od znajomych, u których byliśmy z wizytą. Tak, dziewczynki tak jak i nasi chłopcy byli traktowani jak nasze dzieci więc jeździli z nami na wszelkie wizyty towarzyskie. W większości przypadków zauważałem w momencie zdarzenia takie zachowanie, było ono bezrefleksyjne, nie było rozglądania się, czy ktokolwiek widzi, po prostu łaps i spokojnie się oddalamy.
Młodej bardzo nie podobało się, że zmuszałem ją do oddania i przeproszenia, oj to było dla niej prawie nie do przełknięcia. A jak nie zauważyłem w sklepie to zauważyłem w domu i wracaliśmy do rzeczonego sklepu i znów trzeba się było kajać. Ale ona nie widziała w tym nic złego, przecież zaspokajała swoją potrzebę.