Miesiąc miodowy

Początek jak początek – poznawanie się, swoich zwyczajów, różnic językowych (no bo jak to iść na pole?!) itd itp. Początek super: dzieci chętne do zabawy, wycieczek, poznawania okolicy – pech chciał, że to był początek 2021 roku czyli kowidzik, wszystko wyzamykane – no to zwiedzaliśmy zimową porą okolicę zamieszkania, a to do lasu, a to na spacer. A to zagramy w coś w domu, szachy, super farmer, warcaby – do wyboru do koloru! Wszyscy wiedzą, że lasy są wylęgarnią wirusa, więc nie mogło też zabrakło wycieczek w góry 🙂

A droga długa jest…
Nie wiadomo czy ma kres…

Na szczęście zima była łaskawa, więc i na podwórku można było różne rzeczy zorganizować.

Czas leci, ja robię z domu, żona też, dzieciaki roznoszą w międzyczasie salon, bo akurat ferie przyszły. No było jak było, na szczęście mam słuchawki z dobrym tłumieniem tła 🙂

Poznajcie Borysa!

Po drodze jeszcze wpadł żonie egzamin z zajęć które prowadzi, więc wybraliśmy się całą ferajną nad morze, ona do pracy a my szlajać się po plażach i deptakach.

I było jak w przysłowiowej bajce, ale zaczęły się pojawiać niepokojące zachowania u młodszego dziecka, zaczęło się od tego, że jadła pod korek, potem leciała do łazienki, robiła sobie miejsce i wracała jeść dalej – no trochę dziwne, nie prawda? Ewentualnie zaczęły znikać w nocy innym dzieciom słodycze jakie dostali pod choinkę i dziwnym zbiegiem okoliczności papierki zawsze znajdowały się w okolicy łóżka tego właśnie dziecka…

Ciekawym aspektem było też gdy poszliśmy na sanki, ja wdrapałem się na górę pilnować dzieci a żona została na dole wyłapywać nasze, bo ludzi w parku było strasznie dużo. W pewnym momencie widzę jak biegnie gdzieś między drzewa. Okazało się, że nasza młoda gwiazda zgubiła buta jadąc na sankach i podeszła do pierwszego z brzegu mężczyzny i poprosiła go o pomoc, a ten zaprowadził ją między drzewa, posadził na kolanach i zakładał jej tego buta. Super, że jej pomógł, super, że odszedł z nią na bok, żeby nikt w nich nie wjechał, super, że był uczciwy! Niemniej żona była spanikowana. Mi się to w głowie nie mieści jak dziecko może podejść do obcej osoby z taką ufnością.

Mamy znajomą, która była bulimiczką, po usłyszeniu historii szybko podała nam namiary na psychoterapeutkę, która ją z tego wyciągnęła, no ale jest problem – ona zajmuje się dorosłymi a tu jest 5-letnie dziecko. Wysłuchała nas, dała kilka porad co i jak no ale ona się tematem nie zajmie bo nie może. Niemniej odkrywanie mechanizmu bulimicznego nie powinien następować tak wcześnie. No ale jak to jedyny problem to damy radę!

O jaki ja wtedy byłem naiwny….