Jak zostałem rodziną zastępczą niezawodową – pieczą zastępczą.

Dawno, dawno temu, cytując klasyka: zmieniłem pracę i wziąłem kredyt… 🙂

I w ten sposób stać mnie było na zakup domu, dom jest duży, praca dobrze płatna, więc podjęliśmy z żoną decyzję, że skoro mamy warunki, to dlaczego nie pomóc jakiemuś dziecku z lepszym startem w życie? Stać nas, a co! Przecież to nie jego wina, że z jakiegoś tam powodu nie ma domu czy rodziców. Padły wtedy pewne ustalenia:

  • Żadne z nas nie rezygnuje z pracy, bo każde z nas robi to co lubi
  • Nie rozróżniamy dzieci – wszystkie traktujemy tak samo
  • Nie urlopujemy ich do innych rodzin gdy chcemy jechać na wakacje
  • Dziecko lub dzieci przyjęte nie powinno być starsze od naszego najstarszego

W skrócie – dbamy jak o własne, jeśli trzeba jechać 500 km do lekarza – jedziemy, jeśli trzeba przytulić – przytulamy, jeśli trzeba ugryźć w ucho – gry…khem khem… 😉

Zatem rodzina niezawodowa czyli piecza. Różnica między zawodową a niezawodową w dużym skrócie jest taka, że nie mam umowy z PCPR (Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie), nikt mi za to nie płaci poza drobnymi na utrzymanie dziecka, nie muszę rezygnować z pracy i nie wyremontuję pokoi za pieniądze publiczne.

No to jazda! Pierwszym krokiem jest zgłoszenie się do PCPR, następnie odbycie kursu, który nijak nie przygotuje nikogo do tego co nastąpi później. Czego się warto trzymać – napiszę później. Oraz strasznie porąbane testy psychologiczne. Duuuużo testów! Jeden z nich, w moim i nie tylko odczuciu, próbuje zrobić z ciebie socjopatę lub pedofila.

Ogólnie jeśli nie mieszkasz w kurniku, jesteś mniej więcej zdrowy i rozsądnie myślący, to witaj w ekipie straceńców! Będzie cudownie! Niemniej miej znajomego prawnika lub nerwy ze stali, bo tylko do czasu.