Przykra prawda dla rodziców zastępczych i adopcyjnych: nie wierz urzędnikom, prześwietl dziecko pod każdym kątem, bo na pewno ktoś Cię okłamał.
Dokładnie tak było podczas adopcji i dokładnie tak było z dziewczętami.
Powiedzcie mi jak to jest, że nikt nie zainteresował się przepukliną pępkową 5-letniego dziecka?! Nie jakaś malutka przepuklinka, tylko wielkości opuszka mojego kciuka w której więzły jelita. Ile ona musiała tak chodzić że to aż tak urosło? Wcześniej, wystarczyłoby plastry nakleić, ale teraz to już tylko chirurg.
Aktualizacja:
Już wiem ile! Dotarliśmy do dokumentów datowanych na ponad dwa lata przed przewiezieniem dzieci do nas gdzie owa przepuklina już jest!
Wspomniana wcześniej psychoterapeutka uważała, że prócz odkrycia mechanizmu bulimicznego jest coś jeszcze na rzeczy, bo młoda nie szanuje nijak barier i jest zbyt bezpośrednia, okazało się, że miała rację, o czym przekonaliśmy się już niedługo później.
Zaczęło się od ginących przedmiotów, które potem znajdowaliśmy zniszczone, znikających perfumów i porysowanych ścian. W międzyczasie dziewczyny zostały umieszczone każda w swoim pokoju, bo starsza skarżyła się bardzo często na zniszczone przez przyrodnią siostrę rzeczy a ja akurat zdążyłem go skończyć i wyposażyć.
Zaczęło się notoryczne kłamanie, nawet jak złapałem młodszą piszącą pisakiem po ścianie (nie żeby coś ale kredek i kartek ci u nas dostatek) to w żywe oczy mi kłamała, że to nie ona i ona nie wie kto to, to inna dziewczynka była. Ogólnie bardzo często mówiła o sobie w trzeciej osobie.
No to jedziemy – neurolog, rezonans, niestety w narkozie, no ale termin na za pół roku, no to wyciągamy kasę i jedziemy do stolicy zrobić prywatnie, żona została z młodą w szpitalu a ja z całą resztą wesołej gromadki poszedłem pozwiedzać okoliczne place zabaw. Gdy już ją wybudzili i nic się nie działo trzeba wynagrodzić cierpienie – kto chce pizzę?! Sprzeciwów nie było 🙂
Kilka dni później wynik – pudło, nic neurologicznego – no to szukamy dalej. Przetrzepaliśmy młodą dość dokładnie, w zasadzie to obie i dopiero u psychologów i psychiatry coś się zaczęło klarować. No fajnie, ale pierwszy rezygnuje – za ciężki kaliber, drugi rezygnuje, za ciężki kaliber i tak kilku odsyłało nas do kogoś kto ewentualnie może się młodą zająć. W tym łańcuszku minęło nam radośnie kilka ładnych miesięcy, w międzyczasie zgłaszaliśmy każdemu nasilające się i niczym nieuzasadnione napady złości, agresji, autoagresji, oskarżania o różne dziwne rzeczy – ot połamałem jej ręce, tu, teraz, w tej chwili, wszystko fajnie, ale w tej chwili to ja nie byłem tu tylko 100 km dalej… wrzucenie siostrze do płynu do płukania ust baterii, czy grożenie nożem kuchennym dwukrotnie większemu 12-latkowi.
I najgorsze w tym wszystkim było to, że gdy opowiadaliśmy co się w domu dzieje, to nikt nam nie wierzył, przecież to wspaniała, śliczna i grzeczna dziewczynka, dzieci tak nie robią, chyba przesadzacie… no nie bardzo.
W międzyczasie oczywiście nie przestajemy w miarę normalnie żyć i po uniemożliwieniu dostępu do niebezpiecznych narzędzi i chemii jeździmy w różne dziwne miejsca, jak np. Solina czy nie mam pojęcia gdzie 🙂