Mniej więcej miesiąc po zdobyciu kwalifikacji padła propozycja zostania rodziną pomocową dla trójki rodzeństwa, na miesiąc, bo rodzina u której były wcześniej, chce pojechać na wakacje. Łomatkobosko 3?! To z naszymi będzie 5! Spoko, damy radę, kupiliśmy na szybko łóżko piętrowe (dzięki Stasiu za transport i pomoc z wniesieniem!) i jak na miesiąc to sobie posiedzą razem w jednym pokoju, bo reszta jeszcze nieskończona. No i ja dwa auta trzeba będzie jeździć.
No to przyjechały dzieciaki 3 siostry, 10, 8 i 4 lata, muszę przyznać, że przez pierwszy tydzień to było… męczące, ale potem jakoś poszło. Dzieciaki wesołe, rezolutne, rozśpiewane, pomocne, chętne do robienia różnych rzeczy, zaskakująco samodzielne i z gruźlicą… niby zaleczoną ale nie leczoną i bez kontroli o czym PCPR w Tarnowie nie był łaskaw wcześniej wspomnieć, bo po co (i w tym miejscu po raz pierwszy zostałem okłamany przez PCPR Tarnów).
Przed domem stał basen (wakacje, lato, gorąco), taki zwykły, rozporowy 3 m ze stelażem…
„Łaaaaał, ale czysta woda!”
„A można się w nim kąpać?”
„Tu widać dno!”
„Bo my też mieliśmy basen u cioci tylko tam woda była zielona i śmierdziała.”
No ręce mi opadły…
No i wtedy przekonałem się też jak wygląda zwykle życie takich dzieci (ale o tym kiedy indziej). No to u nas zaliczyły to czego na co dzień nie miały a czego nasze doświadczają normalnie:
- wycieczki okoliczne (dzieci nie miały pojęcia, że 10 km od miejsca ich zamieszkania są ruiny zamku!)
- wyjazd na stadninę
- ogniska
- wyjścia na lody
No i to wszystko oczywiście pracując normalnie na etacie.
Po miesiącu wróciły do „siebie” i zaczęły się problemy i szukanie dziury w całym – bo dzieci widziały u mnie dymion i to skrzywiło ich psychikę, zapewne na resztę życia… No i kazaliśmy im pić niedobry płyn z dużej czarnej butelki – niby wspomnianego dymionu. Okazało się, że chodziło o Sanostol dla dzieci.
Nie jestem pewny jak by się to potoczyło gdybyśmy nie poszli na spotkanie w towarzystwie prawnika, który dość skutecznie studził insynuacje i zapędy pracowników PCPR. Doszedłem też wtedy do wniosku, że nie wolno ufać urzędnikom, nie wiem, czy to jakaś choroba zawodowa ludzi pracujących w urzędach, ale dwulicowość panuje tam przeogromna.
Wtedy też podjęliśmy z żoną takie ciche na razie zobowiązanie, że ten system jest zły i trzeb coś z nim zrobić.
Teraz zaś, wiemy jaki te dzieci czeka los – nie za ciekawy. Niewydolny i upośledzony PCPR w Tarnowie oraz niezdecydowany i opieszały sąd zmarnował im życie. Gdy był na to czas należało odebrać matce prawa do dzieci, bo nie było żadnej szansy na to, żeby się nimi poprawnie zajęła, gdy w końcu to zrobili – dzieci były już za duże i zbyt skrzywione „opieką” tego systemu. Teraz przebywają lub niedługo będą przebywać gdzieś nad morzem w ośrodku terapeutycznym. A można było tego uniknąć gdyby ktoś, postawił dobro dzieci przed tabelkami…