Kolega z pracy (Aleś ty mnie teraz zaimponował, Wąski 🙂 ) zwrócił mi uwagę, że we wpisie „ja go tylko uderzyłam” podkreślam tą lazanię, jakby to była bardzo istotna rzecz, no i ma rację! Jest to istotne ale z punktu widzenia obecnego wpisu. Z okazji procedury niebieskiej karty kurator była u nas co mniej więcej dwa tygodnie i taką laurkę jak w tytule nam wystawiła. Być może mamy inne pojęcie bałaganu, gdyż ja nie mam sobie nic do zarzucenia jak chodzi o porządek w domu, to nie wystawka, mieszkamy tu i żyjemy, dzieci jak dzieci, dziś posprzątają ale jutro nie, czasem nie zdążę zrobić prania, więc na kolejny dzień będzie 2x tyle, czy nie włączę zmywarki wieczorem, bo po prostu zapomnę, pies coś napsoci… Szpitalnie nigdy nie było i nigdy nie będzie – prowadzimy w domu dwie firmy i fundację, oboje pracujemy z domu, no ale po kolei.
Śmieci leżą koło domu
Tak, leżą, jakoś miałem inne i ważniejsze rzeczy na głowie niż zrobienie wiaty śmietnikowej, więc leżą worki z segregowanymi odpadami przy ścianie za domem, czyli koło schodów do drzwi wejściowych, jak komuś nie pasuje to pokażę mu gdzie chcę wiatę i może śmiało zabierać się do roboty!
Z tej samej okazji mam wolno stojące kosze przy płocie w najbardziej reprezentacyjnej części działki, czyli od frontu 🙂
Wizyta nie w porę
Bywa i tak, że wizyta przebiega całkowicie nie w porę, tak było i pewnego niezbyt pięknego dnia… Na jesieni 2021 żona z najstarszym przywlekli do domu psa ze schroniska – jamnik na sterydach, straszny głupol, jak się go zostawi samego w domu to mu szajba odbija i gryzie co popadnie, tego właśnie dnia, gdy zbieraliśmy dzieci i pojechaliśmy na zakupy Feniks (bo tak się wabi) postanowił rozwlec śmieci po całym parterze domu i zrobić sobie ucztę śmietnikową, no super! Mało tego, w jakiś sposób, bałwan jeden, wydarł akumulatorek (paluszek) z ładowarki i rozgryzł go na parkiecie, co bym nie robił mam teraz śliczną ciemną plamę. Oczywiście równo z nami do domu przyszła kurator… No bałagan, zgadzam się, ale co ja zrobię?
Ogromny żal mam do kuratorki, bo stałem tyłem do salonu a ona przodem i widziała, no musiała widzieć, że pies dalej gryzie akumulatorki (drugiego konkretniej) i nawet słowem się nie odezwała, żeby mu zabrać.
Dzień po szpitalu
Kolejna wizyta dzień po pewnych feralnych wydarzeniach. Konkretniej koło 9 rano w niedzielę. I tu pojawia się rzeczona lazania… Obiad dzień wcześniej miałem zrobić ja z dziećmi, no ale będąc w szpitalu nie bardzo mogłem, zrobili go mój brat z siostrą, a że nie bardzo wiedzieli gdzie co jest, to w kuchni… było co było 🙂 A my musieliśmy jeszcze po powrocie ze szpitala spakować młodszą z dziewczyn, zawieźć na miejsce, przekazać informacje o niej – po prostu nie było siły już na posprzątanie wieczorem, zostało na rano i to jak się okazuje jest to niedopuszczalne.
Ponadto zmywanie krwi w salonie poszło ok dzięki uprzejmości sąsiada (dzięki jeszcze raz Staszku!), niemniej w tymże salonie spała jeszcze moja siostra, która dopiero wstała w momencie gdy kurator zadzwoniła dzwonkiem do drzwi.
Poobiadowe zadanie domowe
Zdarzyło się wam kiedyś nie pozbierać naczyń zaraz po obiedzie? No pewnie tak. Mi też, przesunąłem je tylko kawałek i zająłem się tłumaczeniem zadania domowego dzieciom (mamy prawie 3 metrowy stół w kuchni, jest miejsca na tyle). To też jest problem, bo na stole były talerze a kawałek dalej dzieci zadanie odrabiały.
Jakby bomba wybuchła
Bywa i tak, że jeszcze wieczorem jest w pokoju dziecka błysk, ba, jeszcze rano jak trzeba zerwać zwłoki z wyra jest cacy, ale podczas bardzo skomplikowanego procesu samodzielnego wybierania ubrań i ubierania się dziwnym zbiegiem okoliczności ciuchy z szafy lądują na podłodze… no bywa, co poradzę? Ja tego sprzątał nie będę, posprząta sobie ta co rozwaliła, bo to jej obowiązek.
Obiektywizm vs subiektywizm
Teraz będzie o moich odczuciach odnośnie pani kurator, w zasadzie do były dwie – zawodowa i społeczna.
O społecznej nie mam zdania, tzn. nie wiem co myśleć, bo z jednej strony obiektywnie rzecz biorąc dzień po odwiezieniu młodej faktycznie w domu był bałagan, z drugiej strony sama stwierdziła, że nie będzie na to zwracać uwagi, bo rozumie sytuację i że mieliśmy inne rzeczy na głowie, a żona miała dużo odpoczywać i się nie schylać, bo, jak już wspominałem, była na izbie przyjęć z jeszcze nie narodzonym członkiem rodziny – fakt faktem – skłamała w tym miejscu jeśli wziąć pod uwagę notatkę z tego dnia, która została napisana dzień później i opisana jakby właśnie w ten dzień odbyła się wizyta. Z tego co mi wiadomo opinie kurator społecznej do tej nieszczęsnej wizyty były dobre na nasz i dzieci temat i na temat stanu naszego mieszkania, więc tym ciężej zrozumieć notatkę w postaci „niemiłosierny bałagan” sugerujący, że nie jest to jednorazowa sytuacja (przypominam, że pani kurator społeczna bywała średnio co dwa tygodnie).
A co do zawodowej – z tego co mówiła wywnioskowałem, że jej osobiste przekonania są takie, że rodzeństwo, nawet przyrodnie i nie lubiące się ma, być razem. Nie ma innej opcji nawet gdyby miało to spowodować pociągnięcie na dno jednego z dzieci przez drugie. To nie jest obiektywne podejście.